Konferencja Scrum Days przeszła do historii. Niemal 300 osób pojawiło się w Warszawie, aby przez dwa dni dyskutować o frameworku scrumowym oraz tematach z nim związanymi. Dwie równoległe ścieżki (“Main track” oraz “Inspiration track”) w połączeniu ze ścieżką dostępną na zaproszenie dla managerów wysokiego szczebla (“Executive track”) stworzyły całkiem duże spektrum tematów, których można było dotknąć. Poniżej dwie prezentacje, które z mojej perspektywy okazały się najciekawsze.
Łukasz Węgrzyn – “Legal aspect of Scrum”
Ze względu na fakt, że od niemal roku pracuję z klientami zewnętrznymi, na długo przed konferencją wiedziałem, że na tym wykładzie chcę się pojawić. I nie zawiodłem się – zdecydowanie było warto.
Przede wszystkim, część merytoryczna. Prelegent rozpoczął od wytłumaczenia, dlaczego prawnicy kochają umowy waterfall’owe – wszystkie aspekty kontaktu są jasne i określone (zakres, czas, budżet). Problem zaczyna się momencie, gdy chcemy podpisać kontakt bardziej agile’owy, w którym to trudno być aż tak konkretnym, skoro jedyne, czego możemy być pewni, to fakt, że wystąpią zmiany. Łukasz przytoczył dane, które nie pozostawiają złudzeń – 50% wymagań po 6 miesiącach od podpisania kontraktu staje się nieaktualnych, 75% po 12 miesiącach oraz 87,5% po 18 miesiącach.
Sensownym pomysłem na zabezpieczenie się przed absolutnym rozmyciem oczekiwań i zobowiązań wydaje się uwzględnienie w kontraktach tzw. “cooperation procedures”, czyli jasne określenie, jak będzie wykonywana praca oraz jak będzie wyglądała współpraca. W moim rozumieniu pozwala to uniknąć późniejszego rozczarowania, kiedy to klient chciał pracować agile’em, jednak nie spodziewał się, że wymaga to tak dużego zaangażowania po jego stronie. Konkluzja w tym przypadku była dosyć brutalna – jeśli nie chcesz blisko współpracować z dostawcą, zapomnij o Scrumie.
Określenie, jak wyglądać będzie współpraca, Łukasz zobrazował metaforą przybornika narzędziowego, który w zależności od sytuacji pozwala nam użyć konkretne narzędzie czy procedurę. Specyficznym przykładem procedury jest “exit plan”, czyli opis tego, jak będzie wyglądać rozwiązanie umowy dla obu stron – czyli co się wydarzy, zanim formalnie zakończymy współpracę (rozliczenia, prawa autorskie, kody źródłowe, know-how czy szkolenia)
Nieco abstrahując od treści merytorycznej, moją uwagę zwróciła pewnego rodzaju spójność przekazu ze strony prelegenta – poczynając od zawartości prezentacji, poprzez pół elegancki styl ubioru, kończąc na spokojnym sposobie wypowiedzi. Kilkukrotnie powtarzana, humorystyczna sentencja “You have to trust me… I’m a lawyer” stanowiła przeciwwagę dla tematu, który z natury rzeczy do lekkich nie należy. Brawo też za przemyślane pozycjonowanie się w branży – moim zdaniem prelegent wyraźnie zaznaczył się w świadomości uczestników jako “prawnik, który rozumie agile”.
Nick Obolensky – “Leadership and political governance in volatile, uncertain, complex and ambiguous times” (warsztat)
Muszę przyznać, że przed konferencją osoba Nick’a była dla mnie zupełnie nieznana. Nie widziałem żadnych jego prezentacji, ani nie czytałem też żadnej jego książki. Absolutnie otwarty na nową wiedzę pojawiłem się na warsztacie i zaskoczyłem się na plus.
Nick wyszedł od teorii pokazującej, iż na przestrzeni dziejów, ostatnie dekady to gwałtowne przyspieszenie w kategoriach technologii, przemysłu zbrojeniowego, komunikacji czy medycyny. To, co zdaniem prowadzącego nie zaadaptowało się do nowej sytuacji, to założenia dotyczące przywództwa. I co ważne, nie chodzi o jeden konkretny styl przywództwa, a raczej o zdolność adaptacji w zależności od sytuacji.
Co ciekawe, obserwacje złożonych środowisk prowadzą do nieintuicyjnych wniosków, takich jak: “Im bardziej złożona rzeczywistość, tym mniejsza potrzeba tradycyjnego przywództwa” (ang. „The more complex things are the less traditional leadership we need”). Każdy, kto zapoznał się z modelem Cynefin wie, że dla problemów z domeny złożonej nie jesteśmy w stanie zastosować ani najlepszych, ani nawet dobrych praktyk, ponieważ po prostu nie zadziałają. To, co możemy zrobić, to poszukiwać nowych rozwiązań dla naszych problemów. Bazując na tej teorii, trudno oczekiwać, że tradycyjne przywództwo, kształtowane w czasie rozkwitu przemysłu produkcyjnego, znajdzie zastosowanie w czasach, gdy musimy zderzyć się o wiele bardziej złożonymi problemami. Wyjątkiem jest przebywanie w domenie chaotycznej (np. pożar w budynku), w której potrzebny jest lider, ale tylko po to, aby dokonać tranzycji problemu z domeny chaotycznej do złożonej.
Nick zwrócił uwagę, iż nie ma jednego stylu przywództwa – w zależności od woli, motywacji pracowników oraz ich umiejętności, stosujemy różne style. Podejście to było mi wcześniej znane z “Przywództwa sytuacyjnego” Ken’a Blanhchard’a, jednak pomimo tego było to wartościowe odświeżenie tej wiedzy. Co więcej, wszyscy uczestnicy warsztatów mieli okazję dokonać samooceny dominującego stylu przywództwa, rozwiązując kilkunastopunktową ankietę. Wynik pozwolił nam porównać prywatne wyniki ze średnią rynkową, która wskazuje, że najchętniej stosowaną strategią liderów jest angażowanie podwładnych w podejmowanie decyzji oraz rozwiązywanie problemów.
Nie można odmówić prelegentowi umiejętności prezentacyjnych. Nie jest to może poziom Angela Medinilla, który mógłby śmiało brać pieniądze za dostarczanie ludziom rozrywki mówiąc o czymkolwiek, jednak poziom odgrywania scen czy konkretnych ról podczas tłumaczenia wybranych pojęć był wystarczajacy, aby poczuć, co chce przekazać nam prowadzący.
Szkoda tylko, że książka Nicka (bez kodu promocyjnego, który rozdawał na konferencji) kosztuje niemal 50$, co jest najwyższą ceną, z jaką się spotkałem, od czasu jak regularnie czytam branżowe książki.
Podsumowanie
Z rzeczy, które mnie zaskoczyły na plus, muszę zdecydowanie wspomnieć o 18-minutowych prezentacjach, które – wbrew pozorom – wymagają od prelegenta solidnego przygotowania, jest bowiem sztuką zmieścić się z ciekawym temacie w tych niecałych dwudziestu minutach. Ku mojemu zaskoczeniu, niemal wszyscy prelegenci mieścili się w założonym timeboxie.
Inną drobną, ale ciekawą rzeczą były kolorowe smycze dla uczestników, których kolor definiował rolę, tj. Scrum Master, Product Owner, Deweloper oraz oddzielna smycz dla pozostałych ról. Niby drobiazg, ale pozwolił “rzutem oka” na wizualną ocenę, która rola pojawiła się w największym składzie. Podczas konferencji dowiedziałem się, że ok. 70% uczestników to Scrum Masterzy.
We finally know who is attending Scrum conferences. Mostly Scrum Masters it seems 🙂 pic.twitter.com/HqW1Nvyrol
— Scrum Days (@ScrumDaysPl) May 28, 2015
Ciekawym pomysłem było stworzenie oddzielnej ścieżki dla osób zarządzających, które miały okazję przedyskutować problemy, których dotykają w codziennej pracy – transformacje agile’owe, przywództwo czy definiowanie, czym jest wartość z poziomu całego przedsiębiorstwa. Dzięki uprzejmości organizatorów miałem okazję uczestniczyć w tej ścieżce i muszę przyznać, że był to bardzo dobrze spędzony czas, z którego wyniosłem mnóstwo przemyśleń oraz inspiracji.
To, co moim zdaniem można zrobić lepiej w przyszłym roku, to zrezygnować z prowadzenia wykładów po angielsku. Wymóg ten powodował, że niektóre prezentacje nie były tak dobre, jak mogłyby być, gdyby zostały przeprowadzone po polsku. Zdarzył się też przypadek, że jeden z prelegentów przeczytał swoją prezentację. Dlaczego uważam, że szkoda zachodu z angielskim? Podczas jednego z wykładów prowadzący poprosił kilkudziesięcioosobową widownię, aby podniosły rękę osoby, które nie rozumieją języka polskiego. Zgłosiła się 1 (słownie: jedna) osoba. Rozumiem, że osoby, które przyjechały z zagranicy dać keynote nie rozumieją języka polskiego, ale umówmy się – to raczej my się uczymy od nich, a nie odwrotnie.
Drugie przemyślenie dotyczy moich oczekiwań w stosunku do konferencji – po zapowiedziach i promocji konferencji, spodziewałem się “hardkorowego Scruma” – głębokich, detalicznych prezentacji dotyczących korzystania z frameworka. De facto dostałem konferencję agile’ową, fakt – bardziej scrumową niż pozostałe, ale nadal z przestrzenią na techniki kreatywne, wizualne czy coaching (klasyczny). W mojej ocenie można było z tego zrezygnować i nie zrozumcie mnie źle – dostrzegam wartość tej wiedzy – jednak mogę ją zdobyć na dowolnej konferencji agile’owej, a “hardkorowego Scruma” z kolei już nie. Myślę, że mógłby to być silny wyróżnik Scrum Days na tle pozostałych konferencji w PL, jeśli byłby jeszcze bardziej skupiony na czystym Scrumie.
Nie mniej jednak – gratulacje dla organizatorów oraz osób związanych z organizacją tego wydarzenia. Myślę, że powinno ono mieć swoje miejsce w harmonogramie polskich konferencji. Dużo feedbacku zostawiali uczestnicy na specialnie przygotowanych tablicach i wierzę, że organizatorzy dokonają inspekcji oraz adaptacji, aby za rok było jeszcze lepiej. Powodzenia!